Stado krów leniwie wylegiwało się na łące. Baranek doskoczył znienacka i beknął.
– Kim jestem?
– Ale głupek! – zaryczały krowy.
Barankowi jeszcze nie chciało się płakać, ale poczuł, że łzy są już gdzieś blisko, tuż pod powiekami.
– A niech tam, mniejsza z tym, jakie to ma znacznie, kim jestem – i tym razem skoczył w kępę świeżutkiej, głaskanej lekkim podmuchem wiatru, kwitnącej koniczyny.
Przez całe lato baranek szedł dalej i dalej, znajdując następne zielone łąki.
Aż przyszła jesień, trawa zaczęła żółknąć i schnąć. Było coraz mniej skubania, a coraz więcej skakania za kolejną soczystą kępką. Świat się zmienił. Baranek nie zauważył, jak bardzo urósł przez lato, jak silne się stały jego kopytka, a na łebku pojawiły dwa twarde, zakręcone rożki.
– Hej, ty, baran! – usłyszał któregoś razu znajomy, skrzeczący głos – wiesz, kim jesteś? – pytała ta sama szara żaba.
Już baranek ze złości chciał ją odbić kopytkiem jak piłkę w stronę chmur, ale się powstrzymał i zapytał:
– A może ty wiesz, kim jestem?
– Głupek – odpowiedziała żaba – ale tym razem baranek zastanawiał się, co znaczy głupek.