Ten dzień zapowiadał się na jeden z gorszych dni Magdy. Lawina przykrych wypadków ruszyła od samiutkiego rana.
Podczas wstawania Magda spadła z impetem na podłogę, bo noga zaplątała jej się w kołdrę. Upadając, przejechała nosem po szorstkiej wykładzinie. Zdarta lekko skóra, którą tak pechowo naznaczyła podłogę, piekła niemiłosiernie.
– Mamo! – krzyknęła dziewczynka.
To słowo zawsze sprawiało, że wszystko zmieniało się na lepsze, ale tym razem miało być inaczej. W drzwiach ukazała się ciocia Zofia.
– Cześć, łobuziaku – rzekła. – Rodziców nie ma. Musieli wyjechać. Jakaś pilna sprawa. Nie chcieli cię budzić, więc mnie poprosili o to, abym ci przekazała, że wrócą wieczorem. Do tej pory jesteś pod moją opieką. Cieszysz się?
Nie cieszyła. Ciocia Zosia była typem uparciuchy-poskromicielki. Tak ją nazwała w dniu, w którym ciocia tak długo czaiła się na komara-krwiopijcę, aż w końcu ukatrupiła go gazetą o lotnym tytule: „To Jest Twój Dzień”. Dziwna to była osoba a jej zachowania niejednokrotnie irytowały Madzię. Najbardziej wtedy, gdy ciotka chciała się z nią na siłę zaprzyjaźnić.
– Zdarłam skórę – poinformowała dziewczynka, po czym hardym krokiem ruszyła w stronę toalety.
– Może zdezynfekujemy?
– Nie. Nic mi nie będzie. – Magda postanowiła, że obejdzie się bez jej pomocy.
Ale nos piekł i gdyby tego było mało – pastą do mycia zębów zabrudziła nowiutką sukienkę. Miętowy smak zupełnie nie komponował się z niebieskimi kwiatami. Usiłowała zaprać zabrudzenie, ale nie mając w tym doświadczenia, zrobiła jeszcze większą plamę. Chcąc nie chcąc, musiała poprosić o pomoc.
– Ciociu! – wrzasnęła.
– Wołasz, jakby to był okrzyk wojenny! Nie potrafisz ciszej, Madziu?
– Potrafię, ale chciałam, abyś mnie słyszała. Rozumiesz?
– Tak, jestem w stanie to zrozumieć. Co się stało?
– Zobacz. – Pokazała plamę. – Zaradzisz coś na to?
– Oczywiście. Zmień suknię.
– Zrobię to tylko w ostateczności.
– Jak na moje oko: to jest ostateczność.
Magda trzasnęła drzwiami tuż przed nosem cioci i pomaszerowała do swojego pokoju, aby zmienić ubranie.