Dom

Strona główna » Bajki dla dzieci » Dom » Strona 2

Tymczasem Zajączek wylegiwał się w swoim łóżeczku. Mama wołała już trzy razy na śniadanie, ale jemu nie chciało się podnieść. Dobrze było mu pod cieplutką kołderką. Wiedział jednak, że jeśli zaraz nie wstanie, to mama się zdenerwuje, a bardzo tego nie chciał. Przeciągnął się i nie zwlekając dłużej, poderwał do łazienki. Wyszorował porządnie ząbki, umył pyszczek i popędził na śniadanie.
– Cześć, mamo – przywitał się, radośnie podskakując.
– A gdzie buziak? – zapytała mama.
Zajączek cmoknął ją w policzek i dopadł świeżutkich marchewek, które przygotowała na śniadanie. Chrupał ze smakiem, poruszając przy tym całym noskiem i wąsikami. Spieszył się, bo za chwilę miał przyjść Borsuczek. Umówili się wczoraj, że zaraz po śniadaniu pobiegną razem do domu mądrej Sowy, by dowiedzieć się, co dalej ze znajdą.
Jeszcze jadł, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
– Proszę – zawołała pani Zającowa.
Do środka wszedł wszystkożerny Borsuczek i od progu zawołał:
– Cześć, Zajączku!
Zajączek miał pyszczek pełen marchewki, więc nie mógł odpowiedzieć, kiwnął tylko głową i skinął łapką, żeby się przysiadł.
– Dzień dobry, Borsuczku – przywitała go mama Zajączka.
– E-e-e dzień dobry, psze pani – odparł zawstydzony Borsuczek, bo właśnie sobie przypomniał, że najpierw należy przywitać się z dorosłymi, a dopiero potem z kolegami, jak powtarzała mama, ale znów mu się zapomniało.
Widząc jego zmieszanie, pani Zającowa uśmiechnęła się.
– Masz, zjedz trochę – powiedziała, podsuwając mu pod nos świeżą marchew. Wprawdzie Borsuczek był po śniadaniu, ale jedzenia nigdy jeszcze nie odmówił. Szybko zapomniał, że popełnił gafę, zajadając się razem z Zajączkiem soczystymi marchewkami. Skończywszy, odnieśli talerze do zlewu, umyli łapki, pyszczki i popędzili do wyjścia.
– Do widzenia – zawołał Borsuczek, wychodząc. – Aha i dziękuję za pyszne śniadanko – dodał, w ostatniej chwili przypominając sobie o dobrych manierach.
– Paa, mamo! – krzyknął Zajączek, pędząc za Borsuczkiem.
– Pa, chłopcy, bądźcie grzeczni! – odkrzyknęła pani Zającowa, nie do końca pewna, czy ją usłyszeli, i wróciła do swoich obowiązków.

W zagajniku od rana pani Dzikowa krzątała się, porządkując obejście. Była bardzo przejęta odwiedzinami Sowy i jej opowieścią o Prosiaczku, który nie miał nikogo na świecie, i nie wiadomo, skąd się tutaj znalazł.
Zupełnie jak ja – pomyślała pani Dzikowa, trzepiąc kolejne sienniki. – Jakie to szczęście, że Sowa zaproponowała, aby malec ze mną zamieszkał – cieszyła się w duchu. Przygotowała ciasteczka żołędziowe w nadziei, że Prosiaczek je polubi. Chciała mu nieco osłodzić gorzkie chwile. Zastanawiała się też, czy malcowi się u niej spodoba.
W miarę upływających godzin denerwowała się jednak coraz bardziej. Sprawdzając, czy wszystko jest należycie wysprzątane, a rzeczy leżą na swoim miejscu, co chwilę spoglądała na skraj lasu, niecierpliwie wyczekując gości. Najpierw zobaczyła Sowę nadlatującą od strony zarośli, chwilkę później wydostał się z nich Prosiaczek.
Jakiż on chudzieńki – pomyślała na widok malucha. Patrząc, jak nieporadnie otrzepuje się z pajęczyn, wiedziała już, że ma dla niego specjalnie pomyślane miejsce w sercu.
Prosiaczek spostrzegł, że ktoś mu się przygląda. Spojrzał pytająco na Sowę, bo nie wiedział, kto to jest, choć dopatrywał się pewnych podobieństw.
– To pani Dzikowa, hu-hu, hu-hu, zamieszkasz właśnie u niej – wytłumaczyła Sowa maluchowi.

Strony: 1 2 3

Dodaj komentarz

Zmień rozmiar czcionek