Na liściu wodnej lilii
cztery żabki siedziały,
pięknej pannie Otylii
wieniec z kwiatów składały.
I kumkały wieczorem:
jutro będzie wesele.
choć tryskały humorem,
czasu miały niewiele.
Młody pan wystrojony,
napuszony w swej dumie
w garniturze zielonym –
Kum, kum-kumie i kumie.
Trzeba gości zaprosić.
W stawie rybki mieszkały,
jak zaczęły donosić,
to aż stoły piszczały.
Piękna z liści zastawa,
na niej – same frykasy,
będzie świetna zabawa,
stwierdził żabi stryj, Wasyl.
Pierwsza przybyła ważka,
Potem trzmiel, bąk i pszczoła,
Osa, mucha – watażka,
Ot, orkiestra wesoła.
Sześć dni trwało wesele,
doskoczyły też świerszcze,
tańca nigdy za wiele –
krzyczą – jeszcze i jeszcze.
Po weselu czas leciał
przez wieczory i ranki,
ciotki skrzeczą o dzieciach,
już się lęgną kijanki.
Jest ich cała gromada,
gdy się w żabki zamienią,
będzie koncert nie lada,
aż ucichnie jesienią.
Wtedy chętnie pod lodem
znajdą sobie mieszkanie,
przezimują przez chłody,
zaczekajmy tu na nie.