Inwazja błękitnych żyjątek

Strona główna » Bajki dla dzieci » Inwazja błękitnych żyjątek

Odkąd Kazia, mama trójki dzieci, wyjechała do sanatorium po skomplikowanej operacji tarczycy, tata Kazio nie mógł opanować sytuacji w domu. Dwoił się i troił, nawet niekiedy czworzył, a i tak znaczących efektów nie było widać.

Dzieci (trzynastoletnia Marysia, dziesięcioletnia Natalia oraz pięcioletni Zbyś) strasznie tęskniły za mamą i nikogo innego poza nią nie chciały słuchać. Może powód był taki, że nikt inny nie potrafił tak czule, a zarazem skutecznie do nich przemawiać? Nie zdawały sobie sprawy, że mimo dziecięcych protestów, lenistwa i buntu zawsze spełniały wszystkie jej prośby. Była łagodna jak anioł, a zarazem wymagająca i konsekwentna jak królowa, domowego ogniska oczywiście, bo nawet tata we wszystkim jej słuchał. Była wyrocznią, wszem wobec, i gdy nagle jej zabrakło, zastany i poukładany świat przestał istnieć.

Tata Kazio nie mógł poradzić sobie z chaosem, który zapanował w ich mieszkaniu. Potem w dzienniczkach ucznia. W niewypranych i niewyprasowanych ubraniach. Lodówce. Szafie. Korytarzu. Nie było chyba zakątka, który nie wymagałby nagłej pomocy doświadczonej ręki.

Dom pełen był kwiatów, które niepodlewane zaczęły więdnąć. Liście, choć jeszcze zielone, zwisały w przygnębieniu. Niektóre na końcach brązowiały, zaczynały schnąć. Tata Kazio, który lubił internetowe nowinki, sprowadził z Chin błękitne kuleczki i pod nieobecność dzieci wsypał je do miski wypełnionej wodą. A potem poszedł do pracy.

Marysia i Natalia, jako duże dziewczynki, samodzielnie już wracały ze szkoły. Poza tym szkoła znajdowała się kilka minut od domu, a droga była bezpieczna. Zbysia odbierał tata, wracając z pracy. Wcześniej robiła to mama, ale odkąd jej zabrakło, wszystko się zmieniło.

– Co to jest? – spytała Natalia, zastając Marysię bawiącą się czymś niebieskim w miednicy pełnej wody.

– Nie wiem – odparła szczerze. – Gdy wróciłam ze szkoły, to było już w łazience.

– Jakie ładne! Daj się pobawić.

– Zapraszam – odrzekła starsza siostra z uśmiechem.

Obie usiadły na taboretach przyniesionych z kuchni i bawiły się kuleczkami. Były miękkie, zwinne, jakby świadomie uciekały im z dłoni.

Z wrażenia dziewczynki zapomniały o jedzeniu, o pracy domowej, o pokusie oglądania telewizji pod nieobecność taty, który surowo im tego zabraniał, uważając, że to strata czasu.

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9

Dodaj komentarz

Zmień rozmiar czcionek