Inwazja błękitnych żyjątek

Strona główna » Bajki dla dzieci » Inwazja błękitnych żyjątek » Strona 4

Marysia obudziła się pierwsza, co nie powinno dziwić, bo od dnia narodzin była rannym ptaszkiem. Zawsze wstawała wcześnie, nawet latem, podczas gdy inni jeszcze smacznie spali. W roku szkolnym nastawiała budzik kwadrans przed czasem, żeby móc poczytać ulubione książki w ciszy poranka. Zanim zacznie się bieganina, przepychanie w wyścigu do łazienki lub kuchni.

Tym razem, zamiast czytać książkę w cieplutkiej pościeli, zeszła z piętrowego łóżka i cichutko powędrowała do łazienki, by zobaczyć błękitne kuleczki. Urosły! Wypiętrzyły się ponad miską, tworząc mały stożek, a część wysypała się do wanny. Były wielkości dojrzałych jagód, tak pięknych, że gdyby nie wiedziała, skąd pochodzą, na pewno spróbowałaby niejednej.

Dotykała ich, brała w dłonie. Były miękkie, sprężyste i wilgotne.

Stała tak chwilę, a potem wróciła do łóżka, aby poczytać książkę. Zostało jej kilka minut, zanim w całym domu rozlegnie się donośny budzik taty. Mama budziła się dyskretnie. Cichutkie pohukiwania sowy w telefonie wystarczały, by natychmiast zerwała się z łóżka i zajęła najpierw ogarnięciem siebie, a potem budzeniem całej rodziny lekkim pocałunkiem w policzek.

Tata rozpoczynał dzień jak w wojsku, natychmiast ściągając z nich kołdrę, czego szczególnie nie lubiła Natalia, mały zmarzlak i chudzielec. Zbysia tata brał na ręce i sadzał na kuchennym krześle przed kubkiem parującego kakao lub talerzem płatków na mleku.

Czas nagle nabrał tempa. Marysia miała do szkoły na ósmą, Natalia na dziewiątą, ale wychodziły razem, bo inaczej leniwa Natalia z pewnością położyłaby się znów do łóżka i przespała kilka lekcji. A Zbysia tata osobiście zaprowadzał do przedszkola, w drodze do pracy. Na szczęście miał nienormowany czas pracy i gdy poranna marszruta nieco się przedłużała, spokojnie mógł zjawić się później. A kiedy udało mu się zorganizować wszystko tak szybko jak w wojsku, Zbyś był pierwszym dzieckiem w przedszkolu. I przesypiał, co oczywiste, całą godzinę leżakowania w słodkiej piżamie w kreciki – prezencie od mamy.

Dzięki pojawieniu się w domu błękitnych kuleczek poranne przygotowania do wyjścia przebiegły nadzwyczaj sprawnie. Mieszkanie opustoszało, strasząc bałaganem i śladami rannego pośpiechu, a jego nowi mieszkańcy spokojnie sobie rośli, pijąc wodę.

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9

Dodaj komentarz

Zmień rozmiar czcionek