Inwazja błękitnych żyjątek

Strona główna » Bajki dla dzieci » Inwazja błękitnych żyjątek » Strona 5

Marysia, zawsze pilna i skupiona na lekcjach, dziś była wyjątkowo rozkojarzona. Aż nauczycielki od języka polskiego i matematyki zwróciły jej uwagę, gdy nie potrafiła udzielić odpowiedzi na zadane pytania. Myślała, co było do przewidzenia, o błękitnych kuleczkach. Zastanawiała się, do jakiego rozmiaru urosną. I nie mogła doczekać się wieczoru, kiedy to mieli wspólnie z tatą wsypywać je do doniczek z kwiatami.

Natalia zaś, zazwyczaj apatyczna i czasem tnąca komara na lekcjach, była dziś przeciwieństwem samej siebie. Buzia jej się nie zamykała. Opowiadała właśnie swojej przyjaciółce z ławki o kuleczkach, gdy zdenerwowana nauczycielka nie mogła dłużej wytrzymać i zwróciła jej uwagę. Po tym zdarzeniu Natalia powróciła do swego zwyczajowego stanu przeczekiwania nudnych lekcji. Siedziała cicho, patrząc przez okno i obserwując boisko pełne chłopców grających w piłkę.

Dzień upłynął wszystkim wyjątkowo szybko. Nawet Zbysiowi, który zwykle niechętnie opuszczał przedszkole, długo przytulany i ściskany przez ulubioną wychowawczynię. Czasem dochodziło do sytuacji, że tata musiał zabierać go stamtąd płaczącego. Dziś jednak to chłopczyk czekał. Już od podwieczorku niecierpliwie wypytywał panią, kiedy zjawi się tata.

Gdy wrócili do domu, dziewczynki już tam były.

– Ha! Wiecie, co dziś będzie? – spytał już od progu tata.

– Wiemy – chórem odpowiedziały córki, grzecznie przebrane w domowe dresy.

– A lekcje odrobione? – spytał surowo.

– Tak! – odpowiedziała zdecydowanie Marysia.

– Taaak – odrzekła młodsza córka z pewnych wahaniem w głosie.

– Dobrze. To po kolacji działamy – oznajmił tata z uśmiechem. I wszyscy wiedzieli, o co chodzi.

Tymczasem błękitne kuleczki w ciągu dnia powiększyły się do rozmiarów agrestu. Przechodziły same siebie – jak żartobliwie stwierdził tata po zaglądnięciu do łazienki.

Po kolacji wszyscy, oficjalnie jak w jakimś królewskim orszaku, udali się do łazienki. Prowadził tata. Jako najsilniejszy przesypał błękitną, niezwykle ruchliwą zawartość do największej miski w domu, a dzieci pomagały mu zbierać pojedyncze sztuki z dna wanny. Najpierw poszli do pokoju dziewczynek. Na parapecie stały doniczki z niezmiernie wysokim awokado – własnoręcznie wyhodowanym przez Marysię oraz cytrynką, którą Natalia dostała od babci. Awokado potrzebowało dużo wody, a przez zaniedbanie, spowodowane nieobecnością mamy, końcówki liści zaczęły się zwijać i brązowieć. Całe zresztą w dotyku były suche jak papier. Podobnie cytrynka, której liście zazwyczaj były seledynowe i przy najlżejszym dotyku wydzielały ładny zapach, wyglądała mizernie. Oba kwiaty potrzebowały wody, jak najszybciej i w dużej ilości.

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9

Dodaj komentarz

Zmień rozmiar czcionek