Inwazja błękitnych żyjątek

Strona główna » Bajki dla dzieci » Inwazja błękitnych żyjątek » Strona 9

Poranek przyszedł deszczowy i dzieci mocno spały, gdy zbudził je nadzwyczaj wesół tata. Nie ściągał z nich kołdry, tylko łagodnie przysiadał na łóżku, budząc po kolei każde z nich.

– Dziś będziemy mieli wychodne. Wieczorem pójdziemy do kina! – oznajmił promiennie.

– Hurra! – ucieszył się Zbyś.

– A z jakiej okazji? – spytała Marysia.

– Jesteście bardzo dzielni i doskonale sobie radzicie bez mamy. Należy wam się nagroda.

– Miałam zamiar dziś dokończyć prasowanie. Wczoraj nie miałam już siły…

– Pranie nie zając, nie ucieknie.

Dzieci radośnie poszły do szkoły, opowiadając wszem wobec, że wieczorem idą z tatą do kina. Nieważne na co, bo film wybierze Zbyś. Pewnie jakąś bajkę, ale tata na pewno kupi popcorn i colę. I będzie fajnie.

I rzeczywiście było. Wracając do domu, zaliczyli długi spacer, zamiast jechać metrem. Jeszcze tylko kolacja i wszyscy zmęczeni, pełni przeróżnych, oczywiście pozytywnych, wrażeń, szybciutko poszli spać. No, może nie wszyscy… o czym nazajutrz miała się przekonać pracowita pszczółka Marysia.

Wstała jak zwykle wcześniej, by poczytać książkę, a może uprasować kilka ubrań. Jednak gdy zajrzała do szafy, niczego tam, nie było. Wielki kosz stał pusty. Nikt oprócz niej by tego nie zrobił. Z całą pewnością nie tata, który nie cierpiał prasowania, a poza tym miał mnóstwo innych obowiązków. A już na pewno nie Natalia, mały leń i obibok.

Ubrania leżały w imiennych stosikach na kuchennym stole. Precyzyjnie wyprasowane i rozdzielone według właściciela. Żelazko stało na parapecie okiennym, tam, gdzie je ostatnio zostawiła. Deska stała schowana we wnęce obok kredensu. Marysia podrapała się po głowie, nie mogąc znaleźć rozwiązania dla tej zagadki. I podobnie jak Natalia zachowała wszystko w tajemnicy, nie dzieląc się nią z nikim. Prawdziwa tajemnica musi pozostać tajemnicą.

W życiu Zbysia również nastały duże zmiany, z których nikomu się nie zwierzał. Intuicyjnie wyczuwał, że nikt z dorosłych by mu nie uwierzył. Ani siostry, ani tata. No, może mama, gdyby tu była…

Zbyś nie płakał już w nocy, choć równie mocno tęsknił za mamą jak przedtem. Nocą nawiedzali go niewidzialni przyjaciele, czuli i ciepli, którzy cicho szeptali kojące słowa i śpiewali cudne kołysanki, czasem głaszcząc po główce. Gdy tylko jakiś smuteczek pojawiał się we śnie chłopca, a ten, zbudzony, ronił kilka łez, natychmiast zjawiali się oni. I Zbyś wkrótce zasypiał, spokojny i szczęśliwy, a smutek i tęsknota odpływały w siną dal.

W domu na ulicy Miodowej życie toczyło się normalnym trybem, a każdy ukrywał swoją tajemnicę przed innymi. I wszystkim żyło się dobrze i układnie, jednakże Marysia, Natalia i Zbyś, a nawet tata, nie mogli się już doczekać powrotu mamy.

***

Po dziewięciu miesiącach od powrotu mamy z sanatorium w domu pojawił się Kajtuś.

Mama Kazia nie domyśliła się, że za sterty prasowanych codziennie ubranek dziecięcych odpowiadały błękitne kuleczki. Żyjątka, które budziły się nocą, czyniąc domowe cuda. Najpierw u Natalii, potem u Marysi, a na koniec u Zbysia.

Nie zapominając oczywiście o kwiatach, które rosły jak na drożdżach, sięgając już prawie sufitu.

Przeczytaj inne wirtajki

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9

Dodaj komentarz

Zmień rozmiar czcionek