Kotka i pies

Strona główna » Bajki dla dzieci » Kotka i pies

Ostre, rozgrzane słońce chciało upewnić wszystkich nie tylko do tego, że jest właśnie samo południe, ale być może chciało też przypomnieć, że to jeszcze środek lata.

Łaciata kotka wygrzewała się na ciepłym dachu garażu. Nie robiła niczego, co byłoby niezgodne z jej naturą, chociaż nie poznała nigdy zwrotu: kotka na blaszanym gorącym dachu. Jeśli zaś na lenistwo trzeba zasłużyć solidną pracą, to ona chciała, a w każdym razie próbowała, starannie wylizując białe łatki, bo czarnym można poświęcić mniej uwagi.

Nie obchodziło jej nic, poza pewną porą, kiedy trzeba było czekać pod drzwiami domu, w którym znajdowała się miseczka. Nic, czyli po prostu nic! Czasem coś może było godne uwagi, ale naprawdę tylko przez małą chwilkę. Na przykład drobiazg, przy małym człowieczku z plecakiem, dyndający bardzo intrygująco, w lewo, w prawo, w prawo, w lewo…

Mogliby niektórzy powiedzieć, że kotka jest żałosną, bezproduktywną postacią, ale ona wiedziała swoje. Istniała po to, by wielbić własny żywot!

Pies na ganku wyglądał na bardzo zmęczonego. Nawet nie popatrzył na kotkę, która z ogonem podniesionym do góry kroczyła dumnie od strony garażu.

– Darmozjad! – pomyślał pies. – Już idzie na kolację…

– Jak leci, Rudy? – spytała kotka od niechcenia, nie mając wcale ochoty na wysłuchiwanie odpowiedzi. Za to Rudy w tym momencie nie wytrzymał, widać czekał na okazję, by się komuś wyżalić.

– Wiesz, nie upilnowałem ogrodu i dzieciaki z sąsiedniej ulicy ukradły jabłka. Jestem do niczego! A pan nawet wczoraj na mnie nie spojrzał i jeszcze porwałem pani rajstopy pazurem! Umiem tylko wszystko zepsuć, lepiej się do mnie nie odzywaj, nie warto mnie znać!

Rudy zwiesił po sobie uszy i jednocześnie położył łapy na nosie. Kotka zaś przyjęła refleksje psa ze stoickim spokojem. Właściwie to już znała scenariusz. Rudy teraz, niby przypadkiem, rozleje panu piwo na ganku, a potem je wyliże do ostatniej kropelki i będzie bekać cały wieczór, aż się kury wyniosą na drugą stronę domu. Nic dziwnego, że dzieciaki kradną z ogrodu jabłka, jeśli pies, zamiast pilnować, wpada w depresję.

Tym razem jednak Rudy nie chciał kończyć swojego monologu, a nawet miał ochotę na dialog z kotką.

– Kicia, ty jesteś taka bratnia dusza tu na podwórku, wiesz, w końcu tyle lat jemy z tej samej miski, dlaczego tobie tak dobrze, a mnie ciągle muchy gryzą?

Kotka przysiadła na balustradzie, robiąc do psa okrągłe oczy. Za chwilę je zmrużyła, otworzyła i znowu zmrużyła.

– Masz rację – powiedziała.

Ale Rudy znów nie wiedział, w czym ma rację.

– W czym?  – zapytał.

– We wszystkim, bo to twoje widzenie świata.

– Jak to moje?

– Ja tam mam inne. Słuchaj, Rudy, psy nauczone są we wszystkim dostrzegać zło, a my, koty, we wszystkim dostrzegamy dobro. Dlatego mi dobrze, a ty wiecznie narzekasz i tyle!

– Ale… – zaczął Rudy – to było złe, że nie upilnowałem ogrodu, pan się gniewał, a później pani za rajstopy, a tylko ledwie je dotknąłem…

Kotka w tym czasie czmychnęła, nie słuchając dalej zawodzącego skowytu psa.

– Rudy! Znowu rozlałeś moje piwo, ty głupi psie!

Głos pana jak zwykle był donośny, ale za każdym razem było w nim mniej emocji, w końcu chyba zdążył się już przyzwyczaić, że wypadki chodzą po psach.

Jednak Rudy przezornie schował się pod gankiem. To nie zdarza się często, więc się nie przyznawał, ale co i raz męczyła go zgaga. Teraz jednak myślał o tym, co powiedziała kotka.

– Psy nauczone są we wszystkim dostrzegać zło…

Powtórzył i zaraz beknął, aż kura, która coś wydziobywała w pobliżu z ziemi, podfrunęła przerażona, chociaż – jak wiadomo –  kury raczej nie latają.

– Degenerat! – powiedziała w kierunku psa, gdy już spadła na ziemię metr dalej.

– Że też nie jestem myśliwskim psem, a niechby mnie jakaś kula trafiła, zasłużyłem na karę, nie mam po co żyć!

Już to znał – melancholia dopadła go na dobre.

– Wiesz… – Głos pana dochodził z ganku, a skierowany był w kierunku kuchni, gdzie pani szykowała kolację – cieszę się, że dzieciaki pozbierały te jabłka w ogrodzie, było ich tyle, że nie wiedziałbym, co z nimi zrobić!

– Wyobraź sobie…  – Tym razem pani wołała z kuchni w kierunku ganku. – Dobrze, że poszłam po nowe rajstopy, zrobiłam przy okazji wyjątkowo udane zakupy! Zresztą, chodź tu do mnie, przecież nie pokażę ci przez okno.

Rudy słuchał i nie był pewny tego, co usłyszał. Postawił uszy, ale nie mógł usłyszeć drugi raz.

– Słyszałeś, psi łbie? – spytała kotka, która znowu znalazła się nagle na balustradzie. – To są właśnie dobre strony rzeczy.

Kotka nie dokończyła, bo Rudy już nie wytrzymał z radości i skoczył, by ją polizać, czego unikała ze względu na futro. Ale z dachu miauknęła jeszcze w kierunku psa:

– Między zerem a nieskończonością jest jeszcze sporo miejsca, ale psy i tak o tym nie wiedzą!

Przeczytaj inne Wirtajki:

Dodaj komentarz

Zmień rozmiar czcionek