Królewna i paź

Strona główna » Bajki dla dzieci » Królewna i paź

Była zwykłą dziewczyną. Miała długie, ciemne włosy, które związywała z tyłu głowy, żeby nie przeszkadzały w codziennych czynnościach. Poruszała się energicznie i lekko jak motyl przefruwający na łące pomiędzy płatkami błękitnych stokrotek. Przy jej nodze zwykle biegł pies. Nie rasowiec z rodowodem, tylko zwykły kundel do kochania. Czarny z rudą łatą na lewym boku, białym krawatem i szarymi skarpetkami niby przypadkiem naciągniętymi na przednie łapy. Mały był, więc żadna z niego obrona. Tylko hałas robił paskudny, alarmując psy, że oto nadchodzi jego pani i trzeba grzecznie ustąpić z chodnika, usiąść i oddać należny hołd. Adorował ją niczym paź królewnę, tego samego wymagając od całego świata.

Nigdy nie chodził na smyczy, gdyż uważała, że niewolenie przyjaciela jest nieludzkie. A jemu nawet nie przyszło do głowy, żeby uciekać albo przynosić wstyd. Oddalał się tylko czasami, żeby wywąchać wiadomość, zostawioną przez kolegę albo samemu przesłać ważne informacje za pośrednictwem psiej poczty. Czasem wybiegał kilka kroków naprzód, chcąc sprawdzić, czy okolica na pewno jest bezpieczna. Bo gdyby nie była… Nawet nie chciał myśleć, co by wtedy zrobił.

Kochał i był kochany. Chętnie witał jej palce, zanurzające się w czarnym futrze. Pomrukiwał z zadowoleniem, nastawiając łepek na pieszczoty. Raz w tygodniu musiał poddać się zabiegom kosmetycznym. Nie lubił szczotki, bezlitośnie rozczesującej posklejane kosmyki i nożyczek wycinających kołtuny. Nie marudził jednak, gdyż wiedział, że ona robi to dla jego dobra, z miłości. Czasem tylko trochę marudził, przeplatając niemiłe czynności chwilami zabawy. Uwielbiał, kiedy się śmiała, kiedy groziła palcem, przemawiając ciepłym głosem, że musi być piękny i czysty, kiedy tupała nogą, aby w końcu zaprzestał figlowania, a tak naprawdę wcale tego nie chcąc.

Codziennie rano odprowadzał ją na przystanek i patrzył z bezpiecznej odległości, jak wsiada do warczącego, buchającego gorącem autobusu. Później wracał do domu. Miał przecież obowiązki. Musiał przegnać koty z podwórka, poszczekać na sroki i wrony, pogryźć kość, niby przypadkiem zostawioną na wycieraczce. Zmęczony leżakował w budzie, wyściełanej pachnącym sianem albo wygrzewał się w promieniach słońca. Zawsze wiedział, kiedy należy wyjść z domu, żeby spotkać swoją królewnę i powitać ją radosnym okrzykiem. Nie skakał na nią. Nie lubiła brudnych śladów na spodniach czy kurtce.

– Zły pies – mówiła, ścierając błoto z ubrania, a on kulił się wtedy ze wstydu. Bo przecież chciał być dobry.

Strony: 1 2

Dodaj komentarz

Zmień rozmiar czcionek