Leon i wielka wpadka

Strona główna » Bajki dla dzieci » Leon i wielka wpadka

W ciepły letni poranek kropelki rosy na delikatnej pajęczynie drżały w promieniach słonka, wygrywając senną muzykę. Pajączek Leoś, mieszkający pod krzakiem czerwonej porzeczki, otworzył zaspane oczy, ale postanowił jeszcze poleniuchować. Ostatecznie – kto by chciał wstawać skoro świt i krzątać się wokół domu. Leoś przekręcił się na drugi bok i już- już odpływał w sen, kiedy ktoś zastukał do drzwi Porzeczkowego Domku. Z początku pajączek postanowił udawać, że go nie ma. Wsunął się głębiej pod porzeczkowy listek i czekał, aż nieproszony gość sobie pójdzie. Puk! Puk! Rozległo się znów pukanie. Niezadowolony Leoś wstał, przeciągnął się i poczłapał do drzwi.

– Kto tam? – zapytał na wszelki wypadek.

– Leosiu, to ja, Antoni – odpowiedział głos zza drzwi. Leoś podrapał się po gęstej czarnej czuprynie i otworzył drzwiczki. Na progu Porzeczkowego Domku stał ślimak Antoni – jego najlepszy przyjaciel i towarzysz przygód.

– Cześć, Leosiu. A ty jeszcze spałeś? – zdziwił się, widząc ziewającego kolegę. Leoś wpuścił przyjaciela do Porzeczkowego Domku.

– W sumie nie, ale byłem tak zmęczony po wczorajszym meczu z drużyną mrówek, że chciałem odpocząć – wytłumaczył pająk i przeciągnął się, prostując wszystkie osiem odnóży.

– Rzeczywiście, to była zacięta walka – potwierdził z namysłem ślimak, który w owadzich meczach piłki nożnej pełnił rolę bramkarza. Oczywiście ze względu na swoją wielkość, a nie refleks, był skutecznym obrońcą bramki.

– Słyszałeś, że mrówki dziś mają zbierać porzeczki? – Antoni mówił powoli i spokojnie.

Pająk złapał się za głowę czterema łapkami.

– I dopiero teraz mi o tym mówisz?! – wykrzyknął. – Przecież to oznacza, że nadarza się okazja, żeby pomóc przy zbiorach!

Leoś zaczął nerwowo przebierać nogami, nie mogąc się doczekać kolejnej przygody. Założył na głowę żółtą czapkę z daszkiem i krzyknął wesoło:

– Chodźmy, Antoni!

Ślimak, poganiany przez przyjaciela, westchnął tylko i wolno wytoczył się za próg Porzeczkowego Domku.

Wśród źdźbeł trawy uwijała się już armia mrówek, pracowicie gromadzących zapasy na zimę. Po wydeptanych ścieżkach do mrowiska obok pnia wiśni znosiła dorodne, soczyste owoce czerwonej porzeczki. Leoś podreptał szybko w stronę pracujących mrówek. Antoni ślimaczył się za nim, ciężko dysząc.

– Cześć, Stojedynko! Czy mogę wam pomóc w zbiorach? – zaczepił kolegę pajączek.

– Pewnie możesz, ale trzeba wiedzieć, które owoce zrywać – powiedział Stojedynka i oddalił się, taszcząc większą od niego porzeczkę.

– Podobno zrywamy te, które są przezroczyste i widać przez nie słońce – dodał wracający z mrowiska Stodwójka i zniknął między źdźbłami trawy.

– Dziś rano szefowa próbowała soku i uznała, że trzeba się spieszyć – przyłączył się niosący kolejny owoc Stopiątka.

– Nareszcie, Antoni! – ucieszył się Leoś i zaklaskał czterema łapkami na raz.

Ślimak właśnie dogonił kolegę, który nie czekając na niego, już zaczął się wspinać na gałęzie porzeczki, zwisające od ciężaru owoców do samej ziemi. Pająk tymczasem stanął na szczycie krzewu i zawołał do niego:

– Antoni, chyba widzę bardzo dojrzałe owoce!

Mówiąc to, Leoś podskakiwał na gałęzi, a jego żółta czapeczka migotała wśród liści. Antoni podążył niespiesznie za przyjacielem. Dotarł ledwie do połowy drogi, a już sapał z wysiłku. Nagle dostrzegł zbliżający się kształt. Słońce na chwilę zniknęło, gdy postać stanęła przy krzaku.

– Tak, Antoni, tak! Będę zrywać! – wykrzykiwał Leoś, trzymając się łapkami za kiść porzeczek. – Pospiesz się, Antosiu! – nawoływał kolegę.

– Przecież idę, cały czas idę. – Ślimak mozolił się na kolejnej gałązce.

Strony: 1 2 3

Dodaj komentarz

Zmień rozmiar czcionek