Marcelkowe tajemnice

Strona główna » Bajki dla dzieci » Marcelkowe tajemnice

Marcelek bardzo nie lubił jeść. Mamusia, zmartwiona tym faktem, co najmniej raz w tygodniu czytała mu wiersz pani Wandy Chotomskiej o Tadku Niejadku i wtedy Marcelek, owszem, uśmiechał się, i obiecywał mamusi, że już będzie zajadał wszystko, co mu przygotują. Jednak na drugi dzień znów jakoś nie miał apetytu. Coś tam dzióbnął, coś tam skubnął, wypił łyżeczkę syropu na apetyt, po czym znowu uprawiał sztukę sprytnego odwracania uwagi mamusi, żeby gdzieś schować lub wylać do zlewozmywaka przygotowany posiłek, o ile była to zupka, rzecz jasna.

– Nie wiem już, jak mam ci wytłumaczyć, Marceli, że jeść po prostu trzeba, synku. Martwię się o ciebie – mawiała mamusia.

– Daj spokój, Marylko. Wkrótce sam to pojmie. Zacznie w szkole grać w piłkę, zobaczy w stołówce, jak inne dzieci zajadają obiadki, wtedy zacznie jeść! – Tatuś zwykł w takich momentach ciepło się uśmiechać i mierzwić malcowi czarną czuprynkę. – Już wkrótce koniec lata i zacznie się szkoła, kolego! Dorośniesz, a wraz tobą – twój apetyt.

Na kolorowym osiedlu – między sklepami, urzędami, placami zabaw, alejami drzew, tajemniczo wyglądał równie barwny budynek nowiuśkiej szkoły. Marceli już nie mógł się doczekać, kiedy przestanie być przedszkolakiem i przekroczy progi tej budowli. Czas dorosnąć – mówił sam do siebie, i z radością oglądał nowe szkolne akcesoria: plecak w auta z filmu Disney’a, piórnik z tym samym motywem, kredki, temperówkę, gumkę, która umie zmazać nawet tusz długopisu, i zeszyty – już obłożone i podpisane. Jeszcze żeby nadszedł ten wrzesień – marzył chłopiec, wpatrując się niecierpliwie w kalendarz.

– Jak było w szkole? – pytała codziennie mamusia i spoglądała z niepokojem w oczy pierwszaka, stwierdzając wcześniej, że pudełko z drugim śniadaniem jest puste, i należałoby się cieszyć. Jednak chłopiec nie przybierał na wadze.

– Świetnie – odpowiadał malec, po czym na jednym oddechu opowiadał o lekcjach, przerwach, kolegach, byle nie o obiadku w stołówce i smaku kanapek, włożonych przez mamusię o siódmej rano do tornistra. Rodzice się umówili, że przestaną drążyć temat jedzenia, więc mamusia nie dopytywała. W rozmowach o szkole coraz częściej pojawiał się Jędrek: Jędrek to, Jędrek tamto… więc była zadowolona, że Marcel zyskał przyjaciela.

– Wiesz, mamusiu, Jędrek też jest taki jak ja. Fi… fi… ligranowy! Tak o nas mówi nasza pani.

– Pewnie też niejadek.

– Pewnie tak… – zastanowił się Marcelek. – Nidy nie widziałem, żeby na przerwie zajadał kanapki. – Marcelek zamilkł, nie kontynuując tematu jedzenia.

Strony: 1 2 3

Dodaj komentarz

Zmień rozmiar czcionek