Ostatni płatek

Strona główna » Bajki dla dzieci » Ostatni płatek

Martusia siedziała przy oknie, patrząc na marcowy opad śniegu. Uwielbiała ten widok. Najszczęśliwsze dni były wtedy, kiedy padał śnieg, a ten pierwszy zawsze był wyjątkowy. Zakładała wtedy palto, czasem zapominając o szaliku i czapce, wybiegała w świat pełen białego puchu i tańczyła radośnie.

Koniec marca nie wróżył, że śnieg utrzyma się długo. Na śródleśnych polankach zakwitły już przebiśniegi, drzewa wypuściły pąki pełne młodych listków. Martusia cieszyła się tym niespodziewanym powrotem zimy, wyobrażając sobie, jak przypnie wieczorem narty i pośmiga nad rzeczką. Jeszcze raz, choćby jeszcze jeden raz, nim na długo trafią do piwnicy schowane w pokrowcu.

Marcowa pogoda bywa zmienna i kapryśna, po intensywnej śnieżycy wkrótce niebo rozpogodziło się i wyjrzało słońce. Pokryty bielą trawnik przed domem szybko znów stał się zielony. Dziewczynka prędko wybiegła na dwór i pochyliła się nad ostatnim płatkiem śniegu. Był wyjątkowo duży. Zauważyła, że ma smutne oczy i usta złożone w podkówkę.

– Ja chcę do mamy – płakał. – Ja chcę do mamy. Bez niej tutaj zginę.
– A gdzie jest twoja mama? – spytała dziewczynka.
– Tam! – Płatek wskazał na kopiec kreta. – Tam odeszła. Zapomniała o mnie.
– Na pewno nie zapomniała – pocieszyła go. – Musimy działać szybko. Nie mamy czasu do stracenia.

Słońce coraz mocniej przygrzewało i ostatni płatek stawał się coraz mniejszy i mniejszy… Martusia zerwała listek prymulki rosnącej nieopodal sosny i biegiem wróciła do malca.

– Wskakuj na listek – powiedziała szybko. – Lecimy szukać twojej mamy.
– Ale ja nie znam drogi. Jestem pierwszy raz na Ziemi, nie znam drogi powrotnej do domu.
– Spokojnie – uspokoiła go. – Razem damy radę.

Po chwili mknęli już krecim korytarzem, który na szczęście był bardzo chłodny i przestrzenny. Śnieżny płatek przestał się mazać i nabrał odwagi. Stał jak sternik na przodzie statku, którym kierowała Martusia. To ona była kapitanem, ale drogę do mamy, do Krainy Śniegu, znał tylko malec, choć jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy. Serce zawsze trafnie wskazuje drogę, więc wkrótce poczuli, że mkną w dobrym kierunku.

Powietrze w tunelu stało się mroźne, jakby zbliżali się do zbiornika wodnego przykrytego grubą warstwą lodu i śniegu. Martusia żałowała, że nie założyła czapki ani szalika. Było coraz jaśniej, jak gdyby budził się nowy dzień i miała nadejść jutrzenka. Na końcu tunelu widniał wielki otwór. Jasność aż bolała, musieli zamknąć oczy. Gdy je otworzyli, znajdowali się już w Krainie Śniegu. Z niego składał się cały świat. Nagle usłyszeli jedwabiście delikatny głos, wołający z radością:

– Syneczku! Mój syneczku, ostatni płateczku.
– Mamusiu! – odpowiedział wzruszony płatek. – Mamusiu… Dlaczego mnie zostawiłaś?
– Przepraszam, najdroższy… – Tu nastąpił pierwszy maminy całus. –  Kochany… – Potem drugi. – Mój najmilejszy… – I trzeci. – Nawet nie wiesz, jak strasznie płakałam, że mi się zgubiłeś.
– Gdyby nie Martusia, mogłabyś nigdy już mnie nie zobaczyć. Ani ja ciebie… – I płatek znowu rozpłakał się, wtulając w jej ramiona.
– Czekałam cały czas tutaj, przy wylocie tunelu… – Nagle zwróciła się do dziewczynki: – Bardzo ci dziękuję, kochana. Masz dobre serduszko.

Martusia nie odpowiedziała, patrząc z radością na szczęście, które pomogła odnaleźć. Cieszyła się nim tym bardziej, że dając je innym, sama stawała się szczęśliwa.

– Żegnaj, ostatni płatku – powiedziała, zawracając w stronę tunelu.
– Żegnaj, dobra dziewczynko – odmachał jej radośnie płatek. – Dziękuję ci bardzo za pomoc.
– Ja też bardzo dziękuję – powtórzyła ciepłym głosem Pani Zima.

Martusia po raz ostatni obejrzała się na białą parę w objęciach. Płatek zdążył troszkę urosnąć, a Pani Zima mówiła właśnie ze wzruszeniem:

– Tylko ciebie mi brakowało do szczęścia. Teraz jesteśmy już wszyscy razem i możemy bezpiecznie iść spać. Nic nam tutaj nie grozi.

***

Strony: 1 2

Dodaj komentarz

Zmień rozmiar czcionek