Spacerki Jacusia

Strona główna » Bajki dla dzieci » Spacerki Jacusia

Spacerki Jacusia

 

– Pora na spacerek – powiedziała babcia. – Dziś pójdziemy do parku. Będziemy obserwować drzewa i parkowe rabaty.

– Rabaty? – zdziwił się Jacuś. – Mamusia mówi o rabatach, kiedy jesteśmy na zakupach.

– To także określenie na kwiatowe grządki w parkach, na skwerach miast i w ogrodach. – Mówiąc to babcia się uśmiechała, zadowolona, że Jacuś uczy się wciąż nowych słów, i że je zapamiętuje.

– Ale ja bym wolał na plac zabaw – marudził Jacuś.

– Na plac zabaw pójdziemy jutro, zgoda? Dziś tak pięknie świeci słońce, będzie widać kolory jesieni, może uda nam się zobaczyć wiewiórkę…

– Nie! Na plac zabaw! – upierał się chłopczyk.

Babcia wiedziała, czym to grozi. Kiedy Jacuś się na coś uparł, dowodził swojego zdania w sposób, który babcię bardzo niepokoił. Krzyczał, tupał, czasami rzucał się na ziemię, wykrzykując żądanie, aż dorośli ulegali w obawie, że popękają im bębenki w uszach, albo ktoś pomyśli, że dziecku dzieje się krzywda. Kiedyś, podczas zakupów w Lidlu, kiedy mamusia miała listę i wyliczone pieniądze, Jacuś w ten sposób wymusił zakup lodów, choć mamusia wiedziała, że nie stać jej na dodatkowy wydatek. Poza tym pediatra zalecił po ostatniej wizycie kontrolnej ograniczenie łakoci. Jacuś jednak narobił takiego rabanu, że jakaś obca kobieta zareagowała:

– Niechże pani kupi dziecku te lody! Żałować dziecku to nieładnie!

Mamusia  kupiła synkowi lody i zawstydzona zachowaniem chłopca (a także komentarzem tej pani) szybko zakończyła zakupy. Jacek po prostu wiedział, że to działa, i może w ten sposób zdobyć wszystko.

 

Po powrocie mamusia opowiedziała tatusiowi, co się stało w sklepie.

– Tak, znam tę metodę – odpowiedział tatuś. – Musimy się z tym uporać. Byle nie gwałtownie. Myślę, że to dobrze, kiedy malec wie, czego chce.

– Nie jestem pewna, że to dobrze, Marku – odrzekła mamusia.

– Nie mówmy o tym babci, gotowa się uprzedzić i nie będzie chciała opiekować się dzieckiem.

– Myślisz, że jeszcze nie wie?

 

Tak więc, kiedy Jacuś wybierał się na spacer z babcią, zgodziła się, żeby na plac zabaw. Jacuś przygotował wiaderko, foremki i łopatki. I rzeczywiście. Babcia zaprowadziła go do parku, gdzie wśród nieprzebranego bogactwa drzew oraz ozdobnych krzewów znajdowały się zjeżdżalnie, huśtawka i wielka piaskownica. Alejami przechadzali się ludzie, ze spokojem obserwując piękno przyrody. Czyli – wilk syty i owca cała. Chłopczyk się bawił z innymi dziećmi, gdy babcia planowała: Pokażę mu, czym się różni platan od klonu, jakie liście i owoce ma dąb, dlaczego o wierzbie się mówi: płacząca. Mój ty Boże, na kogo wyrośnie ten nasz mały szantażysta?

– Oddawaj, nie możesz mi zabrać wiaderka! – Z zadumy wyrwały babcię krzyki.

Krzyczał nie tylko Jacuś. Jeszcze jakiś starszy pan! Wyglądał bardzo podobnie, bo, jak Jacuś, miał na sobie czerwoną kurteczkę, niebieskie sportowe buty i czerwoną czapkę z daszkiem. W dodatku kogoś babci przypominał…

– Dlaczego nie mogę? – krzyczał starszy pan. – Skoro chcę, muszę je mieć!

– Ale to nie jest twoje wiaderko!

– I co z tego? Lody w sklepie też nie były twoje, a dostałeś je, krzycząc na cały głos. – Starszy pan rzucił się na żwir parkowej alejki, i – wierzgając, bijąc pięściami, wykrzykiwał: – Dawaj mi, muszę mieć to wiaderko!

– Babciu, babciu, na pomoc! – błagał Jacuś.

– Niestety, nie mogę ci pomóc – odrzekła babcia. – Wiesz, kiedy ktoś się uprze, nie pozwoli sobie nic wytłumaczyć. Choćby nie miał racji, choćby kogoś w ten sposób krzywdził. Daj panu wiaderko, bo zaraz zbiegną się ludzie, i będą mieli ci za złe, że żałujesz staruszkowi wiaderka.

Jacuś oddał je panu, wytarł nos i poprosił babcię, żeby już poszli oglądać drzewa i jesienne rabaty.

– Ale ten pan nie miał racji! – powiedział, biorąc babcię za rękę.

– Nie miał, podobnie jak ty, kiedy krzykiem wymuszałeś na nas swoje nieprzemyślane zachcianki.

 

Tymczasem starszy pan zniknął razem z wiaderkiem Jacusia.

– Babciu, a ty znasz tego pana?

– Nieeee – odrzekła babcia.

Poprawiając piękny brązowy kapelusik, spojrzała w górę i pomyślała: – Dziękuję ci, Ignacy.

Przeczytaj inne Wirtajki:

Dodaj komentarz

Zmień rozmiar czcionek