Po pierwszym dniu zajęć z nową nauczycielką dzieci były zmęczone i zastraszone. Godziny wlokły się niemiłosiernie. Tylko wyjścia do toalety oraz przedmioty prowadzone przez innych, znanych wcześniej nauczycieli, były samą przyjemnością.
Gdy mama przyszła do zerówki odebrać córkę, ta mocno się w nią wtuliła.
– Mamusiu, pani Iwonka złamała nogę. Jest teraz nowa nauczycielka. Nie jest taka fajna jak pani Iwonka – dziewczynka wyrzuciła z siebie jednym tchem.
– Spokojnie, kochanie. Początki czasem są trudne. Dasz radę – uspokajała ją mama. – A pani Iwonka na pewno wróci tak szybko, jak tylko będzie mogła.
Basia ubierała się z ociąganiem, mama Zula musiała na nią czekać dłużej niż zwykle. Wracając do domu dziewczynka nie podskakiwała radośnie, jak to miała w zwyczaju. Szła milcząc i trzymając mamę za rękę. Nawet podsunięta przez mamę bułeczka maślana nie poprawiła jej humoru.
Drzwi do domu były otwarte. To Werka miała zwyczaj niezamykania ich po powrocie. W toalecie paliło się światło.
– Werka, wychodź. – powiedziała cichutko Basia stojąc pod drzwiami łazienki. – Chce mi się siusiu.
Nie było żadnej reakcji. Po chwili mama podeszła pod drzwi.
– Werka, nie czyta się książek w toalecie. Wychodź natychmiast! Inni chcą skorzystać z toalety – powiedziała surowo mama.
– Wcale nie czytam książki. Załatwiam się.
– Tak, na pewno. Jak zawsze.
– A właśnie, że tak – powiedziała buńczucznie starsza córka. – O co tyle krzyku? Już, chwila.
Wychodząc, dziewczyna trzymała rękę z tyłu. A w ręku oczywiście książkę. Z niewiadomych przyczyn upodobała sobie właśnie toaletę jako czytelnię. Wiele było nerwowych sytuacji z tego powodu, szczególnie rano, gdy wszyscy się śpieszyli lub gdy była jakaś impreza rodzinna i dużo gości w domu.
Basia, zawsze skora do rozmowy i zabawy, tym razem położyła się na swoim łóżeczku i bez słowa bawiła misiem, pozbawionym jednego uszka. Myślała o zerówce, do której wcale nie miała ochoty jutro iść. Wystarczył jeden dzień bez pani Iwonki, by cały szkolny świat przestał mieć różowe barwy.
***