Dziewczynce wydało się, że pasikonik zachowuje się podobnie jak dziadek, choć miał zupełnie inny głos: srebrzysty i cichy.
– Te kwiatki wyglądają jak pióropusze Indian – powiedziała.
– Patrz! Patrz! – zaskrzypiał pasikonik.
Nagle liściaste łodygi kwiatów zaczęły rosnąć. Stawały się coraz wyższe i grubsze. Po chwili zmieniły się w las.
– Gdzie ja jestem? – spytała zaskoczona.
– Nie obawiaj się! – zaszeleścił pasikonik tuż przy jej uchu. – To wielka puszcza w Ameryce, ale ze mną się nie zgubisz.
Było parno. Między gałęziami z liany na lianę przeskakiwały jakieś futrzaste, hałaśliwe stworzenia. Zewsząd odzywały się ptaki. Niedaleko, na wielkim liściu, siedziała fioletowa żabka w żółte i czarne kropki. Puszcza tętniła życiem. Wtem z zarośli wynurzyło się kilka postaci. Głowy Indian w żółtych pióropuszach przypominały kwiaty z wazonu dziewczynki. Wojownicy przedzierali się przez gęstwinę, tnąc pędy długimi nożami.
– Ten pierwszy ma na imię Topinambur – wyjaśnił szeptem pasikonik. – Jest synem wodza Tapineteko, który włada plemieniem Topacubra. Długo już wędruje ze swoją drużyną w poszukiwaniu lekarstwa dla ojca. Wódz ciężko zachorował i żaden z okolicznych czarowników nie umiał powiedzieć, co to za choroba, ani tym bardziej, jak ją wyleczyć.
– Ciekawe, czy lekarstwo też będzie truskawkowe – skrzywiła się dziewczynka.
– Tego nie wiem. Najstarszy czarownik miał wizję, że lekarstwa trzeba szukać za lasami, górami i morzami, ale za iloma – nie określił.
– To chyba i tak daleko – zauważyła dziewczynka, która nie bardzo umiała wyobrazić sobie jednocześnie i lasów, i gór, i morza.
– Bardzo daleko – skrzypnął pasikonik. – I nikt również nie wiedział, jakie niebezpieczeństwa mogą czyhać na śmiałków, którzy podjęliby się wyruszyć w taką podróż. Ale dzielny syn wodza kochał ojca i uznał, że to jego obowiązek.
– Dlaczego oni idą? Nie mają koników? – zdziwiła się dziewczynka.
– To się dzieje dawno temu – zaszczebiotał owad. – W czasach, gdy Indianie nie znali jeszcze koni. Zresztą popatrz: przez tak gęstą puszczę nie mogliby przejechać konno.
Dziewczynce znów się wydało, że w zachowaniu jej nowego zielonego przyjaciela jest coś z dziadka, ale nie umiała powiedzieć co, więc zapytała:
– A czy daleko do tych gór?
– Pokażę ci – odparł pasikonik.