Spotkałam w lesie trzy jelonki
i podsłuchałam ich rozmowę.
Gdzie się podziały zielne łąki?
Powiedział jeden, spuścił głowę.
Drugi wyszeptał, wszędzie biało,
grubo zimnego śniegu leży
i wszystkie pędy nam zawiało,
chyba w cud tylko trzeba wierzyć.
Oj, ciężkie życie, mówi trzeci,
kiedy z jedzeniem jest tak krucho,
a w domu płaczą głodne dzieci
i żonie trzeba przyjść z otuchą.
Patrzą – na drzewie sobie siedzi
wiewiórka z piękną rudą kitą.
Chrupie orzeszki i nie biedzi.
Wita ich miną wyśmienitą.
Czego szukacie, krzyczy z drzewa.
W zimie nie rośnie przecież trawa.
O, patrzcie, jeszcze się wyśmiewa
ta głupia kita śmiesznie rdzawa!
Nie są nam żarty dzisiaj w głowie.
Co tam zajadasz, sprytna kitko?
Skąd wziąć jedzenie, lepiej powiedz.
Pewnie piwnicę masz obfitą.
Chętnie bym was poczęstowała,
ale mnie jedna sprawa dziwi:
Mam jadło, chociaż jestem mała,
wy – więksi, a tak nieszczęśliwi.
Jednak nie jestem wcale chytra
i w każdym gościu widzę brata,
tak więc częstujcie się do syta.
Kto nie da, tego czeka strata.
I otworzyła im spiżarnię,
proszę – dla dzieci swoich bierzcie.
Choć jadło smakowało marnie,
głód serca nasycili – wierzcie.