Zemsta małego smoka

Strona główna » Bajki dla dzieci » Zemsta małego smoka » Strona 2

Niby na wyspie Karo nie istniały większe zagrożenia, ot, kilka dzikich psów wałęsających się ciemną nocą. Ale i tak było pewne, jak amen w pacierzu, że Maray Greed za chwilę zacznie się niepokoić. Skutkiem tego rozpocznie przetrząsanie wsi w poszukiwaniu Dana. Co najciekawsze, Ray potrafił go znaleźć w każdej dziurze. Jakby miał radar, a tak naprawdę znał wyspę jak własną kieszeń. Eladan już nieraz zapodziewał się przez naiwność i silną wiarę w baśnie, która wreszcie znalazła potwierdzenie. Chłopiec mógłby teraz wyjaśnić, że magia nie jest równoznaczna ze słowem wyobraźnia. Powinien wyznać komuś sekrety, z którymi było mu bardzo ciężko, ale nie chciał o nich mówić ani kolegom, ani koleżankom. Nie był aż tak niemądry. Nawet Karolka, choć zapewne uwierzy, ma za długi język. Dan wiedział z książek, jak bardzo ludzie nienawidzą smoków.
Niestety. Przerażała fizjonomia, ogromne zęby, świdrujące oczy, które mogły sparaliżować, i ognisty oddech. Chłopiec odganiał chmurki złych myśli, ale nie chciały się rozwiać.

Idąc, dalej wspominał swoje położenie: z ojcem nie chciałby dzielić sekretów. Ten człowiek nie nadawał się do żadnych rozmów, był szorstki, nieprzewidywalny i prawdopodobnie pozbawiony uczuć. Nie wypominając, że wiecznie miał „ciekawsze zajęcia” albo pił w jakiejś karczmie. Zaś starszy brat, najlepszy przyjaciel i opiekun Eladana, stąpał po ziemi tak twardo, jakby do niej przyrósł. Nigdy nie chciał słuchać „o dziecinnych fantazjach czy jakichś czarodziejskich bujdach”, ponieważ te sprowadzały na głowę kłopoty i nieporozumienia. Dla Raya liczyła się tylko rzeczywistość, to czego mógł dotknąć, powąchać i zobaczyć (gdyby ktoś zapytał, to Maray miał bardzo bogatą wyobraźnię, ale oscylowała tylko w zakresie fantazji kulinarnych i snycerskich).

Zaraz po pierwszym zderzeniu rzeczywistości i świata baśni Dan spróbował oświecić swojego rodzonego.

„Oświecenie” spełzło na niczym. A na słowo „smok” Ray wzdrygnął się z takim obrzydzeniem oraz przestrachem, jakby Eladan oznajmił, że właśnie zjadł gniazdo os i nie zamierza go wypluć.

– Smoki nie istnieją, musisz to zrozumieć, teraz będzie ci łatwiej. Za kilka lat wyrośniesz z opowieści na dobranoc. Chyba nie chcesz, żeby rówieśnicy się z ciebie śmiali – wyjaśnił swoją postawę Ray. – Za dużo tego czytasz, powiem Pannie Pride, że przez to ponosi cię wyobraźnia. Powinniście uczyć się na faktach, nie pogłoskach i domysłach, ludzie wymyślają bujdy i jeszcze każą uczyć się o tym dzieciom! – ciągnął, wytykając palcem tomiszcze Baśni i Legend Eadonu.

Książka była niemal zaczytana przez Dana; strony już ledwie trzymały się razem, a każda kartka usmarowana była innym dżemem.

– Nie cierpiałem tego woluminu, ale i tak uważam, że powinieneś myć ręce, zanim bierzesz się do czytania – dodał ostatnią i trafną uwagę. – Nie chcę więcej słuchać o niestworzonych bujdach na dwukółce!

Ray wygłosił te komentarze przez zaciśnięte zęby. Dan nie widział go jeszcze tak złego.

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8

Dodaj komentarz

Zmień rozmiar czcionek