Zemsta małego smoka

Strona główna » Bajki dla dzieci » Zemsta małego smoka » Strona 7

Dan – w przeciwieństwie do Gucia – znał wielce przydatną sztuczkę, ha, wystarczyło tylko troszkę pomyśleć, ponieważ smokom niektóre życzenia się spełniają. Danowi przyszedł do łebka pomysł zgoła paskudny.

Szkolny łobuz, wracając do domu, wrzucił do rowu resztki szmacianej lalki. Hulę „łobuzem” nazywał nawet pan Gersal, historyk, wróżąc mu przyszłość wspaniałego królewskiego rycerza albo, co pewniejsze, kogoś, kto z rycerzami będzie miał do czynienia niejeden raz.

Humor przyszły zabijaka miał całkiem dobry, zepsuł mu się dopiero, gdy został sam.
Parka lizusów, jego cieni, musiała dzisiaj zająć się własnym losem, a konkretnie oprawianiem ryb złowionych przez rodziców. Poza tym Hula wspominał obietnicę swojego ojca: „Wkrótce udasz się do szkoły wojskowej”. Może gdyby chłopak uczył się dobrze, decyzja zapadłaby inna, niestety dla młodzieńca ani panna Pride, ani pan Gersal nie chcieli trzymać dłużej chuligana z innymi dziećmi.

Hula rozsiadł się na werandzie przybudowanej z tyłu do ładnego domu rodziców. Zajadając pączki i inne ciastka pieczone w oleju, kontemplował dzisiejsze poczynania.

Wojskowa szkoła nie uśmiechała mu się zupełnie. Lubił dręczyć młodsze dzieci, te mniejsze i słabsze, patrzeć, jak się stawiają, a potem płaczą. Tam z pewnością nie zazna takiej rozrywki.

Czy w tej chwili spodziewał się odwetu za swoje zabawy?

Nie przeszło mu to przez myśl.

Najpierw poczuł zapach dymu, potem ciepło na plecach. W panice runął na trawę. Tarzając się, zarejestrował chichot wysokiego głosiku, dochodzący z miejsca, w którym siedział chwilę wcześniej. Dostrzegł coś, co na pierwszy rzut oka przypominało czarnego kota i co pokładało się ze śmiechu na deskach werandy.

– Ty kreaturo, jak śmiesz śmiać się z Huli?! – wykrzyknął, jeszcze nie rozumiejąc, że coś tu nie gra.

Zanim dobiegł, „kot” porwał dwa pączki, a na resztę dmuchnął jasnoczerwonym płomieniem. Tłuste łakocie zajęły się czerwienią i niemal natychmiast spłonęły, ulubione przysmaki Huli stały się kupką popiołu. Z jednym ciastkiem w pyszczku i jednym w łapce nieproszony gość wdrapał się na zadaszenie werandy. W odpowiedniej chwili umknął przed morderczymi zamiarami gospodarza.

– Oddawaj to natychmiast, ty kocie czarownicy!

– Nie jestem kotem! Jestem smokiem! – krzyknął Dan i cisnął w kolegę nadgryzionym pączkiem.
Dopiero gdy w szczodrej ilości różana konfitura z bitą śmietaną rozlała się po topornej jak drewniany klocek twarzy, Hula wykrzywił się. Tak paskudnie, jakby zobaczył ducha. Wreszcie coś zrozumiał.

– To gada!!! – wrzasnął. – Ratunku, to pali ogniem i gada! – jazgotał łobuz, wytrzeszczając oczy.

– A pewnie, że gada, bój się chuliganie, bo zejdę i tym razem to ty spłoniesz! – Dan pokazał zęby i, dla efektu, wydmuchał przez nos obłoczek gorącej pary.

Jazgot przeszedł w piskliwy krzyk:

– Smoooooook!!!

Matka Huli wychyliła się przez okno.

– Czego wydzierasz japę? – warknęła na syna, ale ten nie potrafił jej odpowiedzieć, tylko stał jak przykuty do ziemi i pokazywał na dach werandy, chociaż Dana już dawno tam nie było.

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8

Dodaj komentarz

Zmień rozmiar czcionek