Zimowa melodia

Strona główna » Bajki dla dzieci » Zimowa melodia

Za oszronionym oknem starej chaty pokrytej gontem* prószył śnieg. Płatki spokojnie opadały na ziemię; puch szczelnie przykrył białym szalem świerkowy las i wyboistą, kamienną drogę. W kominku wesoło trzeszczało palące się drewno, a powietrze było gęste od woni grzanego wina, goździków i pierniczków, które zdawały się podskakiwać wesoło na rozgrzanej blasze.

Starszy mężczyzna z posiwiałą brodą siedział na bujanym fotelu, palił staromodną fajkę, którą – jak to lubił opowiadać – dostał kiedyś od finlandzkiego rybaka, i co jakiś czas wypuszczał przez nos kłęby pachnącego dymu.
Ściany domu były obite zwierzęcymi skórami, a całości specyficznego wyglądu pokoju dopełniały majestatyczne poroża jeleni. W izbie było pełno dzieci – siedziały w skupieniu i czekały. Nikt się nie odzywał, czuć było ekscytację i podniecenie. Jak co roku o tej porze, malcy przyszli wysłuchać kolejnej opowieści. Nikt nie wiedział, ile starzec ma lat. Pewne było natomiast to, że i tym razem jego historia zapadnie słuchaczom głęboko w pamięci.

– Kiedyś też byłem taki mały jak wy – zaczął spokojnym, niskim głosem i omiótł spojrzeniem zatłoczoną po brzegi izbę. – Codziennie o szóstej rano musiałem przynieść wodę i zaparzyć wywar z ziół dla mojej chorej mamy. Musicie wiedzieć, że był to dzień podobny do dzisiejszego. Oprócz przejmującego mrozu, na zewnątrz panowała zawierucha. Drzewa wyginały się pod naporem gwałtownego wiatru, który tworzył liczne zaspy. Były tak wielkie, że mogłem w nich kopać głębokie tunele, co oczywiście z pasją robiłem w wolnym czasie.
Tego pamiętnego wieczoru było ciemno, brnąłem po kolana w śniegu, szedłem po omacku, ale na szczęście znałem tę drogę na pamięć. Przed zimnem chronił mnie jedynie kożuch narzucony na piżamę i wełniana czapka. Kiedy leniwie kręciłem kołowrotem, czekając aż wiadro dotknie tafli wody, usłyszałem niewyraźne dźwięki. Ni to wiatr, ni to słowa. Bardziej brzmiały jak cicha muzyka. Mimo tak okropnej pogody, wytężając słuch, w końcu rozpoznałem delikatne muśnięcia smyczka do skrzypiec. Wydawało się to niemożliwe, ale jakimś cudem zobaczyłem, gdzieś w oddali, małe światełko. Raz się zapalało, raz gasło. Właśnie stamtąd dobiegała tajemnicza melodia…

Strony: 1 2

Dodaj komentarz

Zmień rozmiar czcionek