Julianna, wyczerpana emocjami i utulona kołysaniem we wnętrzu Zjadka, usnęła. Nie wiedziała, ile czasu spała, może godzinę, może dwie. Gdy się ocknęła, otaczała ją całkowita ciemność i cisza. I bezruch. Minęło kilka chwil, zanim uświadomiła sobie, co się stało, i czarny humor sytuacyjny prawie doprowadził ją do łez.
Spojrzała na podświetlany cyferblat zegarka. Dochodziła piętnasta. Pewnie dzieci razem z siostrą Jadzią za moment zjawią się w mieszkaniu. Dobrze, że przez roztargnienie nie zdążyła zamknąć drzwi od środka, a klucze cały czas wiszą na kołeczku. Katechetka i niebożęta będą mogli swobodnie wejść do domu.
Usłyszała już tupot trzewiczków na korytarzu i wesołe głosy dzieci. Bardzo lubiły katechetkę Jadzię, która była im milsza niż rodzona babcia, a na pewno bardziej wyrozumiała. Kochała każde dziecko. Bo dzieci same w sobie są dobre, nie znają zła. Dopiero życie i dorośli uczą je złych nawyków.
– Mamusiu, mamusiu! – krzyczały jednocześnie Tosia i Antek. – Odebrała nas siostra Jadzia!
– Mamusiu… Gdzie jesteś? – pytały jedno przez drugie.
Biegały po mieszkaniu, poszukując mamy. Siostra Jadzia przysiadła zmęczona na zydelku w przedpokoju. Zaniepokojona, rozglądała się po pustym i bardzo czyściutkim mieszkaniu. Mamy bliźniaków nigdzie nie było. Wtem zawibrował telefon siostry, więc odebrała.
– Siostro Jadziu – mówiła Julianna z przejęciem. – Już jesteście, to dobrze. Słyszę was.
– A ty gdzie jesteś, drogie dziecko?
– Głupia sprawa… Musi mi siostra uwierzyć. Czasem wierzy się w rzeczy niemożliwe, nieudowodnione, prawda?
– Cała wiara na tym polega – odrzekła spokojnie siostra. – Czas nas uczy pokory.
– Mam zatem prośbę – zaczęła oficjalnym tonem mama. – Zanim wszystko się wyjaśni, niech siostra poinstruuje moje dzieci, żeby od dziś, od teraz zaczęły po sobie sprzątać. Każdy śmietek, każdą papierzynę, każdy okruszek. I niech pod żadnym pozorem nie uruchamiają Zjadka. Bo inaczej ich mama do nich nie wróci.
– Dobrze, Julciu, już do nich idę.
Z daleka, jak z jakiejś otchłani, Julianna posłyszała czyjeś kroki, cichy instruktaż wysłuchany bez przerywania, a potem bieganinę i krzątaninę. Jakby jej maleństwa rzeczywiście wzięły się za sprzątanie. Zjadek tymczasem tkwił w bezruchu na środku pokoju.
– A teraz, dzieci, odpocznijcie trochę. Zrobię wam herbaty – dobiegł z kuchni głos katechetki.
– A gdzie jest mama? Kiedy wróci? – pytały dzieci zaniepokojone.
– Mówiłam wam – uspokajała siostra. – Jak będziecie grzecznie po sobie sprzątać.
– To kiedy wróci mama? – pytała Tosia drżącym głosikiem.
– A mama robi najlepsze naleśniki z serem… – wspominał wzruszony Antoś.