Gdzieś na Stromej albo Złotej lub Spadowej,
w pewnej małej miejscowości pod Krakowem,
w jednym z domów mieszka Miłosz, a z Miłoszem:
mama, tato, siostra Zosia i kot Groszek,
który właśnie skoczył z okna na podłogę
prosto w klocki Miłka, psując mu budowlę.
Koty, jak to koty, lubią psoty. Trochę
potrwa zanim Miłosz ten bałagan sprzątnie.
Jak sam twierdzi, nie ma czasu „na porządek”,
bo akurat coś się dzieje tuż za oknem.
Nasz bohater to ciekawy świata chłopiec,
ciągle pyta, nie czekając na odpowiedź.
Tato, a wiesz czemu smoki zieją ogniem?
Nietoperzom wisieć głową w dół wygodnie?
Czemu tydzień ma dni siedem, a nie osiem?
Tym pytaniem wciąż zadręcza siostrę Zosię.
Nie wiem, skarbie, mawia Zosia, a Miłoszek
już do mamy, uśmiechając się pod nosem:
czy po zimie znów będziemy mieli wiosnę?
Ile trzeba stopni, żeby zamarzł wrzątek?
Gdzie zimują raki? – Mamo, powiedz, proszę.
I tak pyta na okrągło, w piątek, świątek.
Wsłuchać się w ten potok, to nie takie proste,
lecz dla mamy to jest przecież „żaden problem”.
Choć niektóre z nich wydają się niemądre,
nie zniechęca malca, myśląc sobie: może
przez to czegoś się nauczy, coś osiągnie,
bo „kto pyta, ten nie błądzi”.
Też tak sądzę.