Elżbieta

Strona główna » Bajki dla dzieci » Elżbieta

Nie tak dawno temu żyła sobie pewna mała dziewczynka. Miała na imię Ela. Dorośli zwracali się do niej: Elżbieto, ale Ela bardzo tego nie lubiła. Zastanawiała się nawet, dlaczego tak bardzo nie lubi, by mówiono do niej w ten sposób.

Powodów miała kilka.

Pierwszym był – że zazwyczaj „Elżbiecie” towarzyszyła dalsza część o treści: „zjedz, proszę, obiad”, „posprzątaj swój pokój”, „odłóż to na miejsce”, „zostaw” lub (czego nie znosiła najbardziej): „pożegnaj się, wychodzimy”. Elżbieto, pożegnaj się – było najgorszym zlepkiem z istniejących zlepków słów, bo mama wypowiadała to zawsze wtedy, gdy zabawa zaczynała się rozkręcać. Kiedy wraz z przyjaciółmi bawiła się w mam chusteczkę haftowaną, kółko graniaste, berka, chowanego, albo gdy umykała z rąk straszliwego smoka, lub była Roszpunką i właśnie po jej długim warkoczu miał wspinać się książę, nagle padało niewdzięczne „Elżbieto”. I tak było zawsze.

Drugim – że przecież była małą dziewczynką, a Elżbieta to dorosła kobieta. A dorosła kobieta, tak jak jej ciocia Zofia, chadza na herbatki do koleżanek. Ela przecież nie lubi herbatek, zdecydowanie woli kakao. Takie, które mama podaje jej w kubku-ciuchci. Najbardziej smakuje jej pite przez słomkę w kolorze żółtym. Bo żółte jest słońce, zając od Mikołaja i ulubiona letnia sukienka Eli.

Trzecim powodem było, że „Elżbieta” rymuje się ze „skarpeta”. I gdy raz mama w szatni powiedziała do niej: „Elżbieto, zakładaj kurtkę” to koledzy na drugi dzień kpili sobie z niej, wołając właśnie „skarpeto”, żeby jeszcze „skarpetko” (bo słyszała kiedyś bajkę o czerwonej skarpetce, która nudząc się w pralce wyruszyła do ogrodu i została różą, to by jakoś zniosła), ale „skarpeta”…? Przygnębiło to Elę. Zwłaszcza gdy zawołał tak Franek. Ten, obok którego siedziała na stołówce. Wprawdzie natychmiast mu się odcięła, mówiąc: Franek-dzbanek, ale bez spodziewanego rezultatu.

Czwartym natomiast, że imię Elżbieta brzmiało szorstko. Tak jak żwirek, na którym zdarła sobie kolano, gdy odpięto jej boczne kółka w fioletowym rowerku. Upadając, usłyszała: „Elżbieto, uważaj!”. Od tego momentu obdarte kolana, ból i krew stały się odpowiednikiem żżżż w jej imieniu i słowie mającym ją ustrzec. Żżżż przysłoniło całą radość z wiosennej przejażdżki rowerowej bez dodatkowych asekuracyjnych kółek.

Strony: 1 2

Dodaj komentarz

Zmień rozmiar czcionek