Zimowa melodia

Strona główna » Bajki dla dzieci » Zimowa melodia » Strona 2

W pokoju rozległy się szmery i szepty podekscytowanych dzieci, które nie mogły się doczekać dalszego ciągu opowieści. Mężczyzna nasypał do cybucha trochę aromatycznego tytoniu i zapalił fajkę, mimo karcącego spojrzenia pani domu. Brzdące uwielbiały ten zapach. Był słodki i delikatny, kojarzył się z sadem pełnym wiśni, truskawek i jabłek. Tę krótką przerwę wykorzystała żona opowiadającego. Przyniosła wszystkim po kubku mleka i kruchym, jeszcze ciepłym ciasteczku. Dziadek odłożył fajkę, wypuścił ostatnie kłęby dymu i podjął opowieść:

– Dłużej się nie zastanawiając, pobiegłem w stronę światła. Im bliżej byłem celu, tym wyraźniej słyszałem mistyczne dźwięki skrzypiec. Wydawało się, że muzyka wypełnia całą otaczającą mnie przestrzeń, jednocześnie jakby uciszając zawieję, a mróz w końcu zaczyna odpuszczać. Niespodziewanie zniknęło uczucie zimna, choć przecież miałem na sobie tylko marny kożuch, wełnianą czapkę i dziurawe buty. W końcu dotarłem do źródła dźwięków. Na skraju lasu, obok malutkiego, ledwo tlącego się ogniska, siedziała kilkunastoletnia dziewczynka. Roztaczała wokół siebie ciepło, które zdawało się topić wszystkie śniegi i smutki całego świata. Spod cienkiej czerwonej czapki wystawały złote kosmyki włosów. Nie mogłem uchwycić jej spojrzenia. Była nieobecna, myślami daleko, daleko stąd.
Przysiadłem obok, szczęśliwy, że mogę jej słuchać. Nie zwróciła na to uwagi, a przecież musiała mnie spostrzec. Nagle chłód całkowicie ustąpił. Poczułem się rozgrzany i zapragnąłem położyć się przy ognisku i zasnąć. Próbowałem coś powiedzieć, zapytać, ale nie dałem rady opierać się dłużej kuszącym sidłom Morfeusza**.
– Ale jak to? Czemu dziadek nie zapytał, ani nic nie zrobił!? – wyrwało się pucołowatemu chłopczykowi, siedzącemu najbliżej bujanego fotela.
Zapytany westchnął głośno i pokiwał z dezaprobatą głową. Nikt więcej nie odważył się już przerywać mu opowieści.
– Obudziłem się izbie chorych. Podobno cudem mnie odratowano. Mój organizm był wyziębiony. Powoli dochodziłem do siebie. Przez kilka dni czułem okropny, piekący ból i swędzenie w stopach i dłoniach. Nie mogłem spać ani spokojnie leżeć, ale powinienem się cieszyć z tego, że żyję. Gdyby nie przypadkowy drwal, pewnie bym zamarzł na śmierć.

Gdy już byłem w stanie wykrztusić z siebie trochę więcej niż „chcę do domu”, zapytałem, czy obok miejsca, gdzie mnie znaleziono, były ślady ogniska. Zatroskany pielęgniarz stanowczo zaprzeczył. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, co tak naprawdę się stało. Wiecie, dzieci, ta dziewczynka, w której istnienie nie wierzy pewnie nikt, oprócz mnie, uratowała mi życie. Tej nocy nasz dom spłonął. Gdy wyszedłem po wodę, wiatr zaprószył ogień z kominka na suszące się z boku ubranie. Kilka dni później mama opowiedziała mi, że tamtej nocy też miała niespodziewanego gościa, któremu zawdzięcza życie, choć długo nie chciała wyjawić, kto ją odwiedził…

*gont – drewniany materiał służący do krycia dachów. Gontowe deseczki wyrabia się z drzew iglastych.
**Morfeusz – w mitologii greckiej bóg i uosobienie marzeń sennych. Postać o wielkiej mądrości, mająca zdolność przybierania dowolnej postaci i ukazywania się w snach jako osoba ukochana.

Przeczytaj inne Wirtajki:

Strony: 1 2

Dodaj komentarz

Zmień rozmiar czcionek